W Karkonoszach już spadł śnieg. Niedługo spadnie też pewnie w niższych górach, dlatego trzeba korzystać z jesieni ile można.
W jeden z październikowych weekendów postanowiliśmy sprawdzić w praktyce pogranicze polsko-czeskie w Górach Złotych – Niewysokie góry z gęstą siecią szlaków i leśnych dróg.
Podejście pierwsze
Zaczęliśmy od dojazdu do Złotego Stoku, gdzie na obrzeżach miasteczka, tuż przy przejściu granicznym zostawiliśmy samochód. Pogoda wspaniała – niebieskie niebo, kolorowe drzewa i ani śladu zagrożenia deszczem.
Na początek przejechaliśmy przez granicę na czeski czerwony szlak w miejscowości Bila Voda i tą szutrową drogą podjechaliśmy do granicy. Stamtąd zamierzaliśmy podjechać na szczyt Borówkowej wzdłuż granicznego szlaku. Dwa GPSy i tradycyjna papierowa mapa okazały się znakomite do wyszukania trasy – po tym jak już się zgubiliśmy…
Zaplanowany skrót do granicy zaowocował głównie podprowadzaniem rowerów po reliktach leśnych dróg. W konsekwencji kij w szprychach vs hak przerzutki w rowerze Janusza – 1:0.
Na szczycie Borówkowej, po dosyć stromym i kamienistym granicznym odcinku szlaku pieszego, zrobiliśmy przerwę na wyzwanie inżynieryjne. Używając oryginalnych złotogórskich patyków najwyższej jakości, pasków zaciskowych i przywiezionej z nizin funkcji „Polak potrafi” udało się rozwiązać problem. Konglomerat polskiej i japońskiej myśli technicznej zaowocował stworzeniem tuningowanego Shimano XT – patykostabilizowanego nowatorskiego single speed’a – bezpiecznego na zjazdach i skutecznego na podjazdach. Testowany w warunkach terenowych zdał egzamin.
Ze szczytu zjechaliśmy początkowo leśną drogą wzdłuż czerwonej ścieżki dydaktycznej, a następnie szybko wytraciliśmy wysokość na nowiutkich, szerokich jak dwupasmowa droga leśnych szutrach. Dojechaliśmy do wsi Orłowiec. Stamtąd asfaltem wzdłuż wsi, delikatnym podjazdem, dotarliśmy z powrotem do granicy i czerwonego szlaku, którym wcześniej podjeżdżaliśmy.
Po drodze jeszcze zjazd szutrową drogą, gleba w moim wykonaniu skutkująca naruszeniem ciągłości powłok ciała w rezultacie głębokiego peelingu szutrowego i już byliśmy z powrotem w samochodzie.
Nie zrealizowaliśmy całości planu, więc do eksploracji pozostają jeszcze polskie okolice Złotego Stoku, niemniej udało się zebrać trochę nowych specyficznych doświadczeń.
Podejście drugie
Po pierwszej przygodzie z Górą Borówkową, gdzie trochę pobłądziliśmy i w rezultacie nie zrealizowaliśmy planu – czuliśmy niedosyt. Misja w Górach Złotych musiała zostać dokończona!
Trasę rozpoczęliśmy od kopalni w Złotym Stoku, w pobliżu której już po chwili przywitał nas kolorowy las bukowy. To niesamowite jak kolory różnią się od tych, które widzieliśmy tam zaledwie tydzień temu.
Pierwsza hopka na trasie to Jawornik Wielki [872 m n.p.m.], z wieżą widokową, z której można zaliczyć już całkiem konkretne krajobrazy.
Po niej w końcu w dół! Niestety radość nie trwała zbyt długo. Leśnicy wpadli tutaj w szał i zrujnowali sporą część szlaków pieszych i rowerowych.
W końcu zjechaliśmy do Orłowca – sielskiej miejscowości, gdzie życie stało w miejscu.
Na koniec wdrapaliśmy się na wieżę widokową, na której warto było doczekać zachodu słońca, nawet kosztem wracania po ciemku do samochodu.